sobota, 1 grudnia 2012

Pierwsza zasiadka...

... w zimowej czatowni. Wszak jeszcze zima się tak naprawdę na dobre nie zaczęła, ale wczorajszy delikatny śnieg i nocny przymrozek zmobilizowały mnie do pierwszego w tym roku "posiedzenia" przy nęcisku, na różnego typu "ścierwojady" brzydko mówiąc, a w rzeczywistości bardzo inteligentne ptaki. Myszołowy, kruki, bieliki... Od kilku dni nęcę różnego typu smakołykami, czyli wątróbka, płucka itp. i regularnie wszystko znika, tak więc liczyłem na przybycie gości.
Budzik zwiastuje godzinę 5:30 donośnym dźwiękiem. Szybko go wyłączam, aby nie zbudził reszty domowników. Jeszcze chwilę leżem z zamkniętymi oczami, ale wiem, że muszę wstawać, bo sobie potem nie daruje. Toaleta, gorąca herbata w termos, zebranie niezbędnego szpeju, ciepłe ciuchy i mogę wychodzić.
Jakoś tak miło się zrobiło po wyjściu z domu, w sumie uroczysta chwila - pierwsza zasiadka na "drapole". Dochodząc do budy słychać było kruki. Rzuciłem wiadro patrochów w dołek i znikam w środku czatowni. Rozkładam sprzęt, szkło w dziurę, kontrolne sprawdzenie przedpola i zapadam w letarg, czekając na przejaśnienie. Po jakimś czasie słychać już było myszołowy i kruki oraz skrzekot srok, które jako pierwsze się dziś zjawiły na nęcisku, prawie równocześnie z pierwszym myszołowem.
Myszak w asyście kilku srok chwilę się u mnie stołował, by nagle wzbić się gwałtownie w powietrze. Równocześnie koncert zaczęły kruki. Po chwili wszystko się wyjaśniło kto był sprawcą zamieszania. Bielik, bo to o nim mowa usiadł na uboczu. Piękny i dostojny. Powoli zacząłem namierzać go obiektywem, ale nie zdążyłem - odleciał. No trudno czekamy dalej. Sroki powróciły do ucztowania. Po chwili się sytuacja powtórzyła. Sroki w nogi, a na scenę bielik. Również i tym razem trzymał się na uboczu, ale przynajmniej pozwolił sobie zrobić kilka zdjęć. 
Nie zabawił jednak na scenie dłużej. Nie zabrał się do jedzenia i niepokojony z powietrza przez kruki oddalił się na swoje stanowisko obserwacyjne. Bieliki z kolei, bo ogółem były dwa, nie dopuszczały za to myszołowów do stołówki, które w akcie rozpaczy jedynie wydzierały się z sąsiednich drzew.
Chwila wytchnienia po wizycie bielików i przed czatownię powróciły sroki oraz zaczęły się zlatywać kruki. Te czarne żarłoki pożerały niebotyczną ilość pokarmu, który znikał w zastraszającym tempie.


Na ostatki przyleciał jednooki myszak. Pewnie stracił oko, w walce z rywalem. Nic dziwnego, bo był dość wojowniczy. Rozstawiał po kątach nawet kruki.
Po godzinie dziesiątej, przedpole zrobiło się puste. Zamilkły odgłosy ptaków z sąsiednich drzew. Jedzenie się skończyło. Nic tu po mnie, spakowałem się i wróciłem do domu, by nazajutrz wrócić tu ponownie, tym razem cieplej ubrany i z większą ilością prowiantu dla ptaków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz