czwartek, 20 listopada 2014

Noc z płomykówką



Są! Sowy! Kilka telefonów i na drugi dzień po południu wyjeżdżam z domu, by obserwować nowy dla mnie i upragniony gatunek – płomykówkę. Jeszcze tylko wstępuję do Piły, zabrać mojego kolegę – bardzo dobrego ptasiego specjalistę – Damiana Ostrowskiego, który znalazł stanowisko tej sowy w kościele. Pogoda nie wygląda optymistycznie, zapowiadane są deszcze, a jak by tego było mało wieje ze wschodu bardzo silny wiatr, przeszywający do szpiku kości ;) Co prawda wietrzna pogoda, nie sprzyja aktywności sów, ale mieliśmy nadzieję, że nie będzie tak źle. Jako, że płomykówki zaczynają swoją aktywność dopiero o zmierzchu, postanowiliśmy, że przed zapadnięciem ciemności zajrzymy na łąki za uszatką błotną – o tej porze roku powinny już się gdzieniegdzie pojawiać. Niestety uszatki nie zobaczyliśmy, co może być skutkiem porywistego wiatru, który na otwartej przestrzeni konkretnie dawał się we znaki ;) Trudno, przecież nie na nie tu przyjechaliśmy. Po jakimś czasie jesteśmy już u celu. W świetle latarni widać było piękny neogotycki kościół z czerwonej cegły z wysoką, strzelistą wieżą. Miejsce wprost idealne dla tej sowy – nic więc dziwnego, że tutaj zamieszkały. Kiedy wyszliśmy z samochodu, od razu usłyszeliśmy głosy młodych płomykówek, które po całym dniu odpoczynku, były już bardzo głodne i mimo, że już potrafiły latać, to musiały być jeszcze dokarmiane przez rodziców. Dosłownie za moment naszych uszu dobiegł głos dorosłego ptaka, który przyniósł pewnie jakiegoś gryzonia lub ptaka dla swoich piskląt. Moment karmienia, mimo, że nie widoczny można było dokładnie określić po nasilonych odgłosach młodych sów. Po chwili zobaczyliśmy naszą płomykówkę w świetle latarni, jak majestatycznych lotem przemknęła nad drogą, udając się na dalsze polowanie. Była piękna… Trochę czasu spędziliśmy na obserwacji, aby co nieco poznać obyczaje panujące w tej rodzinie, aby wiedzieć na co mógłbym sobie pozwolić w trakcie fotografowania i wróciłem do samochodu po sprzęt. Nasza obecność w pobliżu kościoła, zdawała się zupełnie nie przeszkadzać sowom, które bez przeszkód co jakiś czas wracały z polowania, aby przekazać młodym pokarm. Przed którymś z kolei przekazaniem pokarmu, w świetle ulicznych lamp zobaczyliśmy jak płomykówka usiadła na konarze nieopodal nas. Ufff…. 


Widać jak trzyma w szponach, jakiegoś ptaszka. Sądząc po ogonie, prawdopodobnie upolowała bogatkę. Może dlatego usiadła na tej gałęzi, bo zobaczyła nocującą nań sikorkę? Kto wie J  Zdjęcie bardzo fajnie, że udało się zrobić, ale to jest NIC w porównaniu do tego czego byliśmy świadkami tej nocy. Zresztą nigdy nie mówię, że zdjęcia są z tego wszystkiego najważniejsze, bo nie są! To niestety, miły skutek uboczny ;) Klimat nocnej obserwacji, jest niepowtarzalny i niemożliwy do oddania na żadnych ujęciach. Zimna, mglista noc, odgłosy sów, a do tego potęgujący wrażenie kościelny dzwon, zwiastujący kolejne godziny spędzone na obserwacji, tylko potęgował wrażenia ;)
Sławek

1 komentarz: