wtorek, 2 października 2012

Lelek

     Chociaż tego lata za dużo zdjęć nie wykonałem, muszę je jednak uznać za całkiem udane fotograficznie i obserwacyjnie. Dane mi było jakiś czas spędzić głównie przy dwóch gatunkach. Jeden z nich pospolity, z pewnością każdy kto często jest nad wodą, widział lub słyszał, a mianowicie jeden z piękniejszych i bardziej kolorowych ptaków, mistrz polowania na ryby, tzn rybki - zimorodek. Ale o nim kiedy indziej, bo drugim gatunkiem, już bardziej tajemniczym i spotkanym przez niewielu był lelek. Nocny ptak, świetny lotnik, który po ciemku z powodzeniem poluje na owady. Może przyprawić o zawał, kiedy jadąc nocą przez las, podrywa się z drogi i w ostatniej chwili unika kolizji z samochodem. Preferuje suche tereny, bory sosnowe, wrzosowiska. Dla niektórych może to wydawać się absurdalne, do zakładania lęgu, nie korzysta z żadnych gniazd. Jaja składa bezpośrednio na ściółce, a jedyną ochroną ich w czasie dnia, jest maskujące upierzenie ptaka i bezruch. Dzięki temu idealnie wtapia się w otoczenie, a ucieka jedynie w ekstremalnych sytuacjach, na przykład aby uniknąć nadepnięcia nań.
      Można powiedzieć, że moje fotograficzne zmagania z tym gatunkiem trwały 3 lata, aczkolwiek dopiero w tym roku, udało mi się je w pewnym stopniu zrealizować, głównie za sprawą szczęścia i przypadku niż sprecyzowanych poszukiwań. Oczywiście nie zabrakło i pecha, ponieważ dwa pierwsze spotkania z tym ptakiem mogłem jedynie uwiecznić w swojej pamięci, z powodu braku aparatu. Sprzęt fotograficzny jednak zawsze, ale to zawsze musi być pod ręką, bo nie wiemy co nas może spotkać.
Trzecie i czwarte spotkanie miały miejsce tego samego dnia! Miałem informację, że w tym i w tym młodniku znajduje się samica z dwoma młodymi lelkami. No tak, fajnie, ale jak tu je teraz znaleźć, w tym gąszczu... Oczywiście pobieżne namiary miałem, ale kto chodził w takim młodniku wie o czym mówię. Otoczenie wszędzie praktycznie takie same, brak charakterystycznych miejsc, gąszcz i żar lejący się z nieba utrudniał poszukiwania. I tak krok za kroczkiem, baczne rozglądanie się dookoła i pomoc mojego taty, przyniosła świetny rezultat! Dostrzegliśmy lelka, zanim on dostrzegł nas. Samica siedziała idealnie wtopiona się w otoczenie. Zdradził ją jedynie trochę mniej zamaskowany podlot, który siedział obok niej. Drugi znajdował się pod dorosłym ptakiem, chroniony pewnie przed palącym słońcem.
Oczywiście nie chciałem ich niepotrzebnie niepokoić swoja obecnością i po wykonaniu kilku dokumentujących fotografii, powoli oddaliłem się. Samicy z młodym nie ma sensu tutaj zamieszczać, ale młodego pokazuję, ze względu, że nie każdy pewnie mógł oglądać takiego malucha.
     Drugie spotkanie tego dnia, miało miejsce chwilę później kiedy wracałem już do domu. Otóż jadąc żółwim tempem przez stare, już odnowione z ładnym młodnikiem pożarzysko, dostrzegłem na poboczu odpoczywającego samca! Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Na szczęście aparat leżał na fotelu obok i udało mi się wykonać dosłownie jedno zdjęcie, ponieważ ptak po usłyszeniu migawki zerwał sie...
  ...ale nie odleciał daleko. Usiadł kawałek dalej na patyku. Mam szansę, aby tylko jej nie zepsuć. Zdecydowałem, że nie będę kombinował z przestawianiem auta. Perspektywa z okna nie jest zbytnio ciekawa. Odjechałem dalej, przylgnąłem do ziemi i maskujący trochę przez wrzos, podczołgałem się do luki, w której znajdował się ptak. Delikatnie wychylając głowę, udało mi się wykonać fotografię, z której jestem najbardziej chyba zadowolony, chociaż delikatnie pokąsany przez mrówki.
Temat oczywiście nie jest zakończony, zmierzę się z nim ponownie, ale to już za rok.
Pozdrawiam


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz