Marzec rozpoczął się iście wiosennie. Słoneczne dni z temperaturą sporo powyżej zera, zachęcały do wyjść w teren. Gdyby nie było wiatru sprawdził bym moje stanowiska sóweczek, powinny już zacząć pogwizdywać, wszak zbliża się ich czas... Niestety wiatr był i to chwilami niemały. Przypadkowo znalazłem ciekawe rozlewisko z dużą ilością ptactwa. Krzyżówki czy łabędzie nieme zbytnio mnie nie interesowały, ale pływały też łabędzie krzykliwe, gęgawy i gągoły, które akurat niemrawo tokowały. Na te ostatnie postanowiłem się zasadzić przed świtem.
O godzinie czwartej złowieszczy dźwięk budzika wyrwał mnie ze snu. Kiedy wieczorem aż się palę do porannego fotografowania, tak wyrwany ze snu mój wewnętrzny głos, każe mi dalej przytulić się do poduszki i spać. Zawsze potem żałuję, jeśli przegram z własnym sobą i zostanę w łóżku, więc... po chwili wrzucam przydatne graty do auta i jadę nad rozlewisko. Plecak ze sprzętem, statyw, siatki maskujące i kilka karimat to obowiązkowe wyposażenie. Nie obejdzie się również bez ciepłych ciuchów, bo leżenie na ziemi przy temperaturze nawet pięć stopni poniżej zera, do najprzyjemniejszych nie należy. Dojeżdżam na miejsce. Pod osłoną nocy, niepostrzeżenie przed ptakami szybko rozstawiam statyw, kładę trzy karimaty i przykrywam się siatką. Po chwili zaczyna budzić się dzień. Jezioro spowija mgła, w oddali słychać dudniący głos bąka i klangor żurawi. Przez mgłę widzę wypływające z trzcin kaczki, jednak jeszcze zbyt ciemno na oznaczenie gatunku. Budzą się też gęsi i łabędzie krzykliwe o czym dają znać swoim donośnym głosem.
Łuna na wschodzie jest już coraz większa, zrobiło się już całkiem jasno. Wiatr trochę przerzedził mgłę i w ten sposób mogłem dostrzec więcej ptaków. Krzyżówki, gęsi i dwa gatunki łabędzi dominowały na rozlewisku. Nie było może oszałamiającej ilości osobników tych ptaków, ale też nie można było narzekać. Wszak, to pierwsze przejawy wiosny, ptaki mają jeszcze trochę czasu. Po chwili usłyszałem znajomy świst i na taflę wody spadła niespodziewanie para gągołów, po kilku sekundach kolejna i po chwili jeszcze dwa samczyki... Super, tylko czemu tak daleko? Trudno. Pierwsza moja zasiadka w nowo poznanym miejscu, więc nie jest źle. Obok mnie, toaletę zaczyna para łabędzi niemych. Wydają przy tym ciche pomruki, jakby szepty? Może sobie o czymś rozmawiają... Eh.. żeby tak znać mowę ptaków. Rozmarzyłem się, ale trzeba powrócić do rzeczywistości. Skierowałem w ich stronę obiektyw i wykonałem parę ujęć.
Kątem oka zauważyłem w oddali jakiś punkt. Bardzo powoli, aby nie wzbudzać podejrzeń, cofnąłem obiektyw by móc lepiej zobaczyć obiekt. To był bóbr. Płynął z wystającą nad wodę niewielką głową i ciągnąc za sobą kilka gałęzi. Miałem nadzieje, że podpłynie bliżej, ale odbił i popłynął do przeciwległego brzegu, gdzie pewnie ma swoje żeremie.
Usłyszałem szum skrzydeł i jak grom z jasnego nieba, dosłownie spadła przede mną gęgawa. Była tak blisko, że chwilami ledwo co ją w kadrze poupychałem.
Obfotografowałem ją praktycznie z każdej strony. Kiedy usłyszała lecące na niebie inne gęsi, zerwała się i poleciała w ich kierunku.
Ptaki dla których przyjechałem specjalnie w to miejsce, miały mnie generalnie w głębokim poważaniu. Gągoły, bo to o nich mowa, trzymały się głownie przeciwległego brzegu i tam sobie w spokoju tokowały. Toki gągołów są bardzo widowiskowe. Samiec śmiesznie wygina głowę, wydając przy tym dźwięk i chlapiąc potężnie wodą.
Na zdjęciu samiczka gągoła. W subtelnych promieniach wschodzącego marcowego słońca.
Za cyplem cały czas kręciło się duże stado łabędzi krzykliwych. Przez cały czas słychać było ich trąbienie i co jakiś czas wypływały na jezioro, by za chwilę skryć się ponownie za szerokim pasem trzcin. Jedna para odważyła się wybrać na dokładniejsze zwiedzanie rozlewiska. Płynęły centralnie na mnie, parte w moją stronę jakby niewidzialną siłą. Coraz częściej mimowolnie zdarzało mi się z emocji zatrzymywać oddech. Miałem nadzieje na moje najlepsze jak do tej pory zdjęcia krzykliwców. No nie! Moich uszu dobiegł głos zbliżającego się samochodu, przewożącego drzewo. Hałas wydawany przez podskakującą na wybojach naczepę, skutecznie zaalarmował łabędzie, które momentalnie zatrzymały się. Kiedy samochód przejechał przez most, ptaki nie spłoszyły się i nie zerwały, ale po chwili odpłynęły z powrotem.
Pozdrawiam
Trafiłam tu przypadkiem i cieszę się ogromnie, bo świetne zdjęcia dokładnie ilustrują opowieść, a ona sama uruchamia wyobraźnię! Wszystkie pana opowieści są barwne. Z przyjemnością poczytałam. Szkoda, że gągoł nie podpłynął tuż pod sam obiektyw (no, co by mu szkodziło?), bo fajne ma te plamki na policzkach. Ale może następnym razem...
OdpowiedzUsuń